Już prawie rok towarzyszy nam pandemia. Przyzwyczailiśmy się do przekazywanych nam przez media codziennych danych dotyczących liczby osób zarażonych, zmarłych i tych, którzy pokonali zarazę. Te informacje brzmią jak doniesienia wojenne.
Szperając w Internecie znalazłem fotografie gazet, które ukazywały się w różnych regionach Polski jeszcze na początku II wojny światowej. I wyczytałem w nich o przemówieniach w związku z kryzysem światowego pokoju, wygłaszanych przez prezydentów i premierów różnych rządów w europejskich stolicach. O organizowanych w Europie antywojennych manifestacjach przed ambasadami państw. O powszechnej mobilizacji i o powstających polowych szpitalach oraz braku służby medycznej każdego szczebla i specjalizacji. O zgrozo, to były bardzo podobnie doniesienia, do tych, z którymi stykamy się w dzisiejszych czasach!
Obecnie media i rządy ustami fachowców z dziedziny medycyny informują nas, że ci z spośród nas, którzy przeszli już COVID-19, są ozdrowieńcami, ale najprawdopodobniej w organizmie nastąpiły długotrwałe uszkodzenia, mogące mieć wpływ na dalsze życie. To oznacza, że są rannymi! Bardziej lub mniej, ale są rannymi i rany ich będą im towarzyszyły w ich życiu, być może do śmierci. Słyszymy, że w Polsce każdego dnia tych, którzy zachorowali – czyli rannych – zostało 20-40 tysięcy ludzi, a zmarło, czyli zostało zabitych przez wirusa 200-500 osób, a udało się wyzdrowieć, czyli uciec przed śmiercią, kilku tysiącom ludzi w różnym wieku. To są informacje, jak z linii frontu. Skoro wojsko angażowane jest do pracy w szpitalach, wprowadza się ograniczenia w przemieszczaniu albo ustanawia godziny policyjne, nie działają normalnie szkoły i w większości zakłady usługowe, ustanawia się godziny działalności handlu, zaczyna brakować wszelkich środków medycznych, to trzeba nazwać sytuację po imieniu. Jesteśmy w stanie nadzwyczajnym, czyli w stanie wojny. Tylko trzeba zauważyć: wróg jest inny – niekonwencjonalny, niezauważalny. Trudne to do napisania, ale tak jest. Wolałbym nigdy tego nie pisać, ale po prawie 70 latach względnego pokoju, ziemię ogarnęła kolejna światowa wojna.
To, co mogliśmy niedawno jeszcze zobaczyć tylko w filmach fantastycznych, dzieje się na naszych oczach, wystarczy przyjrzeć się medycznym skafandrom i w szeregu poustawianym szpitalnym łóżkom w sportowych halach i na stadionach. Podczas wojny ludzie dla bezpieczeństwa siedzieli w schronach i piwnicach, obecnie my także chronimy się i siedzimy pozamykani w swoich domach, wpatrzeni w monitory komputerów i telefonów.
W naszej religijnej codzienności zmieniła się forma nabożeństw, lekcji religii, organizacji ślubów czy pogrzebów. Jeszcze kilka miesięcy temu nikt nie pomyślałby, że tak szybko w Kościele zmienią się formy liturgiczne i edukacyjne. I że nie będą się odbywały tradycyjne, takie „jak zawsze”, próby chórów, spotkania biblijne, młodzieżowe, zajęcia szkółek niedzielnych, parafialne wycieczki itp.
Na ten niełatwy czas chciałbym polecić wszystkim odpowiednią pieśń – nr 885 z naszego Śpiewnika ewangelickiego. Wiem, że źle i niewygodnie śpiewa się z maseczkami na twarzy, ale niekoniecznie trzeba ją głośno wyśpiewać. Można ją potraktować jako propozycję na życie w tych zainfekowanych i niebezpiecznych czasach.
„Z Bogiem, z Bogiem każda sprawa! Tak mawiali starzy.
Kiedy wezwiesz tej pomocy, wszystko ci się zdarzy.
(…)
Idziesz w drogę, chociaż blisko, z Bogiem wychodź z progu,
a gdy wrócisz z niej szczęśliwie, to podziękuj Bogu.
Szukasz pracy, szukasz szczęścia, westchnij przy robocie,
Bóg pomoże, że poczciwie skończysz ją i w cnocie.
Z Bogiem, z Bogiem każda sprawa! Tak mawiali starzy.
Kiedy wezwiesz tej pomocy, wszystko ci się zdarzy”.
Życzę zdrowia i pokoju serca – z Bogiem, z Bogiem każda sprawa.
„Zwiastun Ewangelicki” 1/2021