MOTTO „Wybaw mnie, Panie, od człowieka złego, od ludzi okrutnych ustrzeż mnie! Knują złe rzeczy w sercu, każdego dnia wszczynają spory. Uchowaj mnie, Panie, od rąk bezbożnika, ustrzeż mnie od ludzi okrutnych, którzy pragną zachwiać kroki moje! Wysłuchaj, Panie, głosu błagania mego! Zaprawdę, sprawiedliwi wysławiać będą imię twoje, prawi mieszkać będą przed obliczem twoim”. Ps 140,2-3.5.7.14
Nie wiem, czy macie podobne obserwacje, jeśli śledzicie choć trochę repertuar filmowy, polecany i proponowany do oglądania przez różne stacje telewizyjne i platformy internetowe, ale zauważyłem, że od kilku lat pojawia się bardzo dużo produkcji o charakterze wojennym i wojowniczym. Większość, choć nie wszystkie, kanałów telewizyjnych czy komercyjnych platform posiada w repertuarze filmy wojenne, sensacyjne, historyczno-bitewne.
Zatem w ostatnich latach z większą lub mniejszą intensywnością i zaangażowaniem oglądamy historie o niepokonanych i zabijających – zawsze w słusznej sprawie – wojownikach, gladiatorach, agentach wywiadu, żołnierzach. Bohaterowie są muskularni, fantastycznie zbudowani, zawsze walczą fair. Są też kobiety. Walczące bohaterki są piękne, zgrabne i fantastycznie ubrane z wyraźnie wyeksponowanym dekoltem. Ale równie mocno i skutecznie bijące, i zabijające przeciwnika, jak ich męscy partnerzy. I chce się dodać: z jakże wielkim wdziękiem i sprawnością! Oglądający widz, chciałby u swojego boku mieć takiego wojownika czy taką wojowniczkę: silnych, pięknie wyglądających, a zwłaszcza prawych i porządnych.
Wojna, walka, zabijanie, zadawanie bólu, zemsta, za pośrednictwem mediów stały się w naszych domach powszednie i codzienne. Stały się normalne – są taką opowieścią przed snem. Zapewne wielu ludziom zastępuje codzienną modlitwę wieczorną.
Właśnie chyba kinematografia, ale też gry komputerowe sprawiły, że zaakceptowaliśmy w naszej życiowej przestrzeni walkę, znęcanie się nad drugim człowiekiem, ciągłą strzelaninę i śmierć. Podobno człowiek potrzebuje adrenaliny. Ponieważ w większości jesteśmy już pokoleniem powojennym, zatem pokoleniem dobrobytu i spokoju, to czasem chcemy się bać, walczyć z kimś i choć przez chwilę uczestniczyć w czyś bardzo ważnym dla historii narodu czy całego świata.
W czasach peerelu były co prawda tylko dwa kanały telewizyjne i nie było Internetu, ale także nadawano wiele filmów wojennych, w tym też, co oczywiste, o zabarwieniu propagandowym. Chyba jednak nie było w nich tyle okrucieństwa, wulgaryzmów, krwi i śmierci. Widzowie, do których adresowany był przekaz, pamiętali prawdziwą wojnę, żyli nie w filmowym, a w prawdziwym, politycznym reżimie, wśród prawdziwych i rzeczywistych agentów różnych służb. I wiedzieli, co to znaczy strach, hałas wystrzeliwanej amunicji, czym są schrony i jak bolą prawdziwe rany.
Chcąc nie chcą oglądałem nadawane filmy. Do dzisiaj pamiętam kilka scen z wojennych filmów, oglądanych w dzieciństwie, które opowiadały o głodzie, chorobach, brudzie i kalectwie, które zdarzyły się żołnierzom podczas wojennych działań. I te sceny nie były propagandą ustroju. Pokazywały okropieństwo i realia wojny. Dlatego z wielką refleksją i szacunkiem wsłuchuję się we wspomnienia tych, którzy przeżyli wojenną poniewierkę, wszelkie obozy i przesiedlenia, wypędzenia. Z wielką pokorą wysłuchuję także wspomnień, już przecież obecnie wiekowych żołnierzy, którzy przebyli setki kilometrów podczas wojennych działań. I przyznam, że mam dystans i odczuwam dyskomfort, gdy jestem świadkiem gloryfikowania wojennej retoryki i upublicznianej radości z faktu stacjonowania wojsk na danym trenie. Zdaję sobie sprawę, że tam, gdzie wojsko, tam mogą być prawdziwe działania, podczas których okaleczeni zostaną albo zginą prawdziwi ludzie – żołnierze, ale i przypadkowi cywile.
Niezależnie od tego, jak i co przedstawiają media i mówią politycy, nie podzielam radości niektórych i nie jestem szczęśliwy, że coraz więcej żołnierzy z różnych państw będzie stacjonowało w naszym kraju, że jesteśmy u progu powszechnej – statystycznie – mobilizacji, że budujemy mury i zasieki na granicach i wydajemy coraz więcej pieniędzy na zbrojenia. Historia lubi się powtarzać.
To nie jest film, który skończy się po upływie godziny lub dwóch i wyjdziemy z kina. Nie pójdziemy potem do restauracji na pyszną kolację i drinka. Jeśli wierzyć przekazywanym informacjom, przygotowujemy się do wojny, która – oby nie – przynieść może wiele krzywd tysiącom ludzi i może zmienić nieodwracalnie codzienność i naszą rzeczywistość na zawsze.
„Zwiastun Ewangelicki” 4/2022