Motto: „A gdy byli na polu, rzucił się Kain na brata swego Abla i zabił go”. 1 Mż 4,8
Piszę te słowa zaraz po świętach wielkanocnych, w 54 dniu agresji Rosji na Ukrainę. W Wielkim Tygodniu dla ukraińskich gości, którzy mieszkają w parafii, naszej i wielu innych oraz w prywatnych domach. Według prawosławnego kalendarza radość zmartwychwstania przeżywać będą tydzień po nas. Niestety nie ma żadnych sygnałów, żeby ta bestialska wojna w najbliższym czasie miała się zakończyć
Wszelkie daty i prognozowane sytuacje, które miałyby znaczenie dla jej zakończenia są marzeniami i spekulacjami dziennikarzy oraz polityków. Agresja zakończy się wtedy, gdy zostanie osiągnięty cel, a celem jest, jak mi się wydaje, przejęcie ziemi ukraińskiej w części lub całości i przywrócenie tam wschodnich, patriarchalnych zasad oraz norm.
Ale nie o tym chciałem pisać, tylko o tym, że wszyscy potrzebujemy pomocy. Zapewne pamiętamy minione lata, gdy wszyscy przejmowaliśmy się i denerwowaliśmy działaniami państwa islamskiego, które niespodziewanie pojawiło się na arenie wojen na Bliskim Wschodzie. Swoim pokazowym okrucieństwem i upublicznianymi egzekucjami, samobójczymi zamachami terrorystycznymi w krajach zachodnich wywoływało wśród nas powszechny strach i zagubienie. Ta wojna – Wschodu z Zachodem – jeszcze się nie zakończyła. Konflikt wartości i kultur, a także wolności człowieka z religijnym fundamentalizmem i patriarchalnym systemem, który nie szanuje podstawowych praw jednostki, niezależnie od jej płci i preferencji seksualnych, nadal się tli.
Później nastał nasz narodowo-religijno-patriotyczny konflikt polsko-polski. Społeczeństwo podzielone na prawie równe statystycznie części, w zależności od postrzegania prawdy i stopnia akceptacji praw jednostki ślepo brnęło w wzajemne nieuznawanie swoich racji. Tego konfliktu, także o podłożu religijno-fundamentalno-patriarchalnym, też nie zakończyliśmy. Nadal nie rozwiązano podstawowych zagadnień związanych z praworządnością. Na naszym kraju, czyli na nas, ciążą ogromne, zasądzone kary, a co za tym idzie, zablokowanie europejskich środków finansowych. Prędzej czy później, czy będzie ten rząd czy inny, będzie trzeba je zapłacić. Wojna i zaangażowanie społeczeństwa w pomoc uciekinierom nie pomoże nam w kwestii orzeczeń europejskich sądów. Zatem mamy o czym myśleć, wewnętrzny konflikt nadal trwa, tylko mniej się o nim teraz mówi.
Towarzyszyła nam i towarzyszy pandemia, teraz już może ograniczona do epidemii. Wiele osób zachorowało, wiele zmarło. Pojawiły się ruchy antyszczepionkowe, a wraz z nimi spiskowe teorie pseudonaukowo-religijne, dzielące i tak już podzielone społeczeństwo – polskie i światowe. I podczas trwania epidemii rozpoczęła się wojna. Militarnie – na razie tylko dwóch sąsiadujących państw, ale zaangażowany już jest w tę wojnę prawie cały świat. Wydaje się, że wystarczy tylko o jedno wypowiedziane słowo za dużo, nie do końca przemyślana decyzja i większość świata może ogarnąć militarny konflikt. Także w dużej mierze o charakterze ideologicznym. Konflikt wschodniego, imperialnego i patriarchalnego postrzegania świata i tej części świata, która szanuje wolność indywidualną, prawa człowieka i utożsamia się z tzw. kulturą zachodnią.
Przywędrowało do nas ponad dwa miliony uchodźców ze swoimi traumami, problemami i oczekiwaniami. Dużo wskazuje na to, że pozostaną u nas jeszcze wiele miesięcy, jeśli nie lat, a wielu pozostanie na stałe. Prędzej czy później pojawią się konflikty społeczno-religijno-obyczajowe i finansowe, do czego przyczyni się szalejąca inflacja i drożyzna.
Ale co to ma wspólnego, z pomocą, której potrzebujemy? Wszystkie wspomniane, ale i inne zagadnienia, mają wpływ na nasze emocjonalne zachowania oraz indywidualne odczucia. Już powszechnie mówi się, że potrzebujemy spokoju i dobrego, wyważonego duszpasterstwa albo psychologicznego prowadzenia. Wielu ludzi przyznaje, że dla poprawy nastroju zaczęło pić więcej alkoholu albo brać lekarstwa uspokajające emocje i tłumiące lęki. Od co najmniej sześciu lat w wewnętrznym rozdarciu i niewypowiadanym głośno strachu, naładowani emocjami żyjemy jak na wojnie. Zresztą zarówno komentatorzy polityczni, jak i lekarze ten stan naszych umysłów dosłownie tak nazywają.
Wszyscy potrzebujemy pomocy i wsparcia, otuchy i słów nadziei. Wielkanoc w swoim przesłaniu dała nam radość, wzmocniła wiarę, że po bólu i śmierci jest życie. Ale wielu ludzi zadaje dzisiaj pytanie podobne temu, które zadała jedna z kobiet przy wskrzeszeniu Łazarza przez Pana Jezusa: „Panie! Gdybyś tu był, nie byłby umarł brat mój” (J 11,21). Gdybyś tu był… ale wielu ludziom wydaje się, że Ciebie, Boże, tam nie było. Nastał trudny czas dla naszej wiary. Wokół nas tyle zła, nieszczęścia i płaczu. Panie Boże, daj siły i mądrości księżom, psychologom, lekarzom, ratownikom i nam wszystkim, niosącym krzyż powszedniego życia.
„Zwiastun Ewangelicki” 9/2022