Ideologiczno-kościelna i zarazem prawna ofensywa polskich władz, aby wystąpić z Unii Europejskiej i dzięki temu nie musieć stosować europejskiego prawa chroniącego słabszych i wykorzystywanych, trwa. W głosowaniu za przyjęciem kolejnej unijnej dyrektywy jedynie Polska była przeciwko. To smutne.
Już nie uznajemy wielu praw podstawowych człowieka, nie aprobujemy nowoczesnych metod leczenia niepłodności, nie wspomagamy kobiet podczas trudności okołoporodowych, nie akceptujemy mniejszości seksualnych i nie gwarantujemy im żadnych praw. Nie przestrzegamy konwencji równościowych, a teraz dopisać można do listy łamania przez nasz kraj podstawowych praw, także kwestię przeciwdziałania przemocy do której dochodzi w kręgach domowych i rodzinnych. Jakbyśmy nie dość mieli kłopotów związanych z występowaniem przeciw zjednoczonej Europie i zasądzanym nam karom, które musimy płacić za nie przestrzeganie praworządności i kombinowanie przy zapisach konstytucji i innych aktach prawnych!
W czerwcu wiceminister sprawiedliwości Sebastian Kaleta w imieniu Polski zawetował w Luksemburgu konkluzje Rady UE dotyczące dyrektywy o zwalczaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej oraz rezolucji w sprawie osób LGBT. Polska była jedynym krajem, który zgłosił weto. Od głosu wstrzymały się Węgry.
Czego dotyczy ta dyrektywa unijna? Z przeprowadzonych analiz i danych wynika, że „co trzecia kobieta w krajach UE jest ofiarą przemocy, a co 10 pada ofiarą cyberprzestępstwa. Dyrektywa przyznaje między innymi większe prawa ofiarom” – informowało Radio RMF FM.
Oprotestowany przez polski rząd Art. 10. unijnej dyrektywy mówi o karaniu za wzywanie w Internecie do nienawiści wobec osób ze względu na ich tożsamość płciową, także tę przez nie przyjętą. Brzmi on: „Państwa członkowskie zapewniają, aby umyślne nawoływanie do przemocy lub nienawiści skierowanej przeciwko grupie osób, którą definiuje się według płci metrykalnej lub społeczno-kulturowej, lub przeciwko członkowi takiej grupy przez rozpowszechnianie za pomocą technologii informacyjno-komunikacyjnych treści zawierających takie nawoływanie podlegało karze jako przestępstwo”.
Chciałoby się stwierdzić, że to bardzo dobra dyrektywa UE, wychodząca naprzeciw osobom, względem których zastosowano przemoc. Wydawałoby się, że każdy chrześcijanin, niezależnie od wyznania, powinien jak najbardziej popierać wszelkie akty prawne chroniące ludzi przed wykorzystywaniem i bezprawnym używaniem siły.
Zauważmy, że niemal wszystkie kraje Unii Europejskiej poparły tę dyrektywę oprócz Polski. Jak to rozumieć i co o tym myśleć? Czy tak, że znowu my, „Polska katolicka” jest ewangelizatorem Europy? Że tylko my posiadamy jedyną prawdę i z nas wszyscy powinni brać przykład? Właśnie takie stanowisko zaprezentował przedstawiciel polskiego rządu. „Minister twierdził, że celem nowych przepisów jest wprowadzenie »bocznymi drzwiami« karania mowy nienawiści. Argumentował, że dyrektywa ta oznacza, że takie osoby jak on mogą trafić do więzienia: – Jeśli ja twierdzę, że nie ma 55 czy 200 płci, bo to się ciągle zmienia – tylko że są dwie płcie – to wy tą dyrektywą chcecie wsadzać takich ludzi do więzienia” – przytaczał wypowiedź ministra portal Onet.
Połowa ludności naszego kraju to kobiety, narażone na przemoc w cyberprzestrzeni i w realnym życiu. Śledziłem uważnie media i nie natrafiłem na żadną wypowiedz kościelnych hierarchów czy ich rzeczników, komentującej weto polskiego rządu. Ani na wystąpienie skierowane przeciw rosnącym w siłę skrajnie konserwatywnym poglądom zmierzającym do ograniczania praw kobiet, w tym ich prawa do bycia sobą. Jeśli Kościół w Polsce – a dotyczy to także Kościoła ewangelickiego, czyli Kościoła Dobrej Nowiny zwiastującego miłość Boga do człowieka niezależnie od tego, czy jest mężczyzną czy kobietą – nie zmieni swojej postawy informacyjnej i ideologiczno-politycznej, to coraz większa liczba kobiet przestanie uczęszczać do kościoła. Zapewne dotyczyć to będzie również popierających je mężczyzn.
Kościół nasz nie ma wielu możliwości wpływania na politykę państwa i wielkiego bratniego Kościoła. Ale może własnymi, niezależnymi ścieżkami do własnych członków kierować słowa wsparcia. Tym bardziej słowa odcięcia się od oficjalnej, narodowo-katolickiej narracji. Wierzę przecież, że nie utożsamia się z tymi poglądami i nie wspiera ograniczania praw człowieka, stosowania przemocy, w szczególności wobec kobiet, i nie akceptuje traktowania ich jako gorszych względem prawa państwowego i kościelnego.
Wracając do przyjętego unijnego prawa – po wejściu dyrektywy w życie, będzie ona obowiązywać też w Polsce. Wtedy zapewne jeszcze o niej usłyszymy. Ciekawe, czy także w środowiskach kościelnych?