Wiele lat temu, gdy byłem praktykantem w parafii w Bielsku, uczestniczyłem razem z bp. Pawłem Anweilerem w Marszu Żywych na terenie obozu koncentracyjnego Auschwitz. Po uroczystościach na terenie obozu w domu spotkań odbyła się dyskusja. Pamiętam wypowiedź jednej z uczestniczek, starszej pani, która przyjechała z Izraela. Opowiadając o obozowej codzienności, wspomniała, że bardzo podobnie wyglądało życie także w innych obozach na terenie okupowanej Europy.
Z tych miejsc zamknięcia i terroru czasami próbowano uciec. Na ogół się to nie udawało, bo zdesperowani więźniowie albo ginęli podczas prób ucieczki, albo – jeśli im się ucieczka poza płot powiodła – najczęściej powracali schwytani. Uciekinierów wydawali oprawcom mieszkańcy sąsiadujących z obozami wiosek, którym za pomoc więźniowi w ucieczce groziła kara śmierci. I wbrew naturalnym ludzkim odczuciom i wbrew przykazaniu miłości, zapewne często w sporze z własnym sumieniem, lecz w strachu o życie swoje i najbliższych, a często i całej wioski, informowali odpowiednie służby. Te przyjeżdżały po uciekinierów i po powrocie na teren obozu, pokazowo karały więźniów, w ostateczności doprowadzając ku przestrodze dla innych, do egzekucji i śmierci uciekiniera.
Dyskutantka zwróciła też uwagę, że wielu ludzi mieszkających w pobliżu obozów, pomimo grożącego im niebezpieczeństwa, pomagała uciekinierom. Dzięki tej pomocy wielu więźniów przeżyło i cieszyło się po wojnie wolnością i szczęściem. Nie wiadomo czemu ta relacja sprzed prawie trzydziestu lat przypomniała mi się w momencie, gdy oglądałem telewizyjne informacje.
Na naszej wschodniej granicy coraz więcej kolczastego, żyletkowego drutu, zabronowany pas ziemi, posterunki żołnierskie, Straży Granicznej i patrole policyjne z psami. Nie ma jeszcze wieżyczek strażniczych, ale nie będzie, bo teren z powietrza obserwują drony. Stan wyjątkowy. Zakaz wjazdu, poruszania się, ograniczenie informacji, cenzura. Jeśliby zrobić zdjęcie i usunąć z niego kolor świadczący o współczesności, to analogia do przeszłości nasuwa się sama. To przykre i smutne. Na szczęście publicznie nie karze się jeszcze torturami czy więzieniem lub śmiercią tych, którzy chcą pomagać.
To naturalne, że zawsze znajdą się i tacy ludzie, i to niezależnie od wyznawanego światopoglądu czy narodowości, którzy będą mieli obawy, wątpliwości, którzy w strachu będą przestrzegali wszelkich nakazów i zakazów. Tak było dawniej i tak jest współcześnie. Ale gdy obserwuje się obecną sytuację na granicy z Białorusią, wydaje się, że większość jest takich, którzy – nie patrząc na policyjne posterunki i wprowadzony stan wyjątkowy – chcą pomagać. Chcą wykonywać chrześcijański, ewangeliczny obowiązek. Chcą dać nadzieję tym, którzy szukają spokoju i życia bez zabijania i wojny. W ten sposób dają też nadzieję nam wszystkim, przekonując swoją postawą, że prywatne dobro, tumiwisizm, arogancja i pycha na szczęście nie zadomowiły się w sercach ogółu społeczeństwa.
Żyjemy bez wojny, wieżyczek strażniczych, posterunków drogowych i kolczastego drutu już prawie 80 lat. To wielkie Boże błogosławieństwo, za które powinniśmy stale Bogu dziękować. Wydawało się, że wraz ze zburzeniem muru berlińskiego dzielącego dwa polityczne obozy kolczasty drut zniknął na dobre z naszych miast i granic. Niestety w 2021 roku znowu pojawił się na naszej wschodniej granicy i w naszej rzeczywistości. I stał się granicą między pokojem, dobrobytem i wolnością a dyktaturą, biedą, zamknięciem i opresją. Zróbmy wszystko, aby dzielenie ludzi i wartościowanie człowieka według tego skąd pochodzi, jaką wyznaje religię, jaki ma kolor skóry, nie stanowiło oceny, czy zasługuje na życie w naszej części świata czy nie. Aby nie stało się to normą i porządkiem, do którego przywykniemy. Wiemy, do jak tragicznych skutków doprowadziło to w historii.
Nie pozwólmy zatem, aby kolczaste druty, patrole z psami, posterunki strażnicze pozostały w naszej świadomości i normalności na dłużej. Jeśli tak się stanie – będzie to koniec człowieczeństwa i nie pomoże nam jako społeczeństwu spowiedź i udzielenie odpuszczenia win od własnego politycznego spowiednika w konfesjonale albo w kościelnej ławie.
„Zwiastun Ewangelicki” 21/2021