Widzenie własne

blog proboszcza

Cukierki – kary godne

Zapewne ci ludzie uważają się za natchnionych Duchem Świętym, chodzą na niedzielne msze/nabożeństwa, przystępują do Komunii Świętej i są przykładnymi chrześcijanami. To tylko pozór, że postrzegamy ich jako tych o konserwatywnych poglądach. Są przecież uśmiechnięci i życzliwi. Bronią życia od poczęcia, ale są zwolennikami kary śmierci. Nie rozumieją, jak można chorować na depresję i jak można zakochać się w koleżance lub koledze, który jest tej samej płci. Święte obrazy wieszają na ścianach i wystawiają przed domami, krzyż noszą na piersiach, aby wszyscy widzieli, że są wierzący i praktykujący. Są współczesnymi faryzeuszami surowo oceniającymi innych.

Gdyby mogli, to wymierzaliby innym kary, uzurpując sobie reprezentowanie na ziemi samego Boga. Im kara wymierzona w Boże imię bardziej bolesna, tym daje im większą radość i satysfakcję. Uważają, że w obronie tzw. wartości chrześcijańskich realizują życiową misję i spełniają dobre uczynki, które prowadzą ich prosto do nieba. Myślą, że swoim czynem i poglądami zasługują już wręcz na wniebowzięcie za życia, że są chodzącym dobrem i przykładem bogobojności i uczciwości religijnej dla innych. Ale nie są!

Jak ktoś może uważać się za ucznia Chrystusa, jednocześnie chcąc okaleczyć na całe życie małe dziecko?! Po to, aby popamiętało i za karę cierpiało, tylko dlatego, że przebrało się za duszka albo kościotrupa w wieczór Halloween? Jeśli jeszcze nie wiadomo, o kim piszę, to informuję, że myślę o zacietrzewionych w swoich skostniałych i antyludzkich myślach, chorych na tle religijnym despotach. To tacy ludzie postarali się, by tego dnia do dzieci trafiły cukierki nafaszerowane zmielonymi żyletkami albo szpilkami. Dzieci, które je zjadły, teraz do końca życia będą cierpieć i mają być przekonane, że Bóg je pokarał, bo tak nie można się bawić.

W tej zorganizowanej akcji zadano sobie wiele trudu i pracy, by przygotować i opakować cukierki wzbogacając je o kawałki metalu, szkła i szpilek. Taki czyn jest przestępstwem. To okropne i napiętnowania godne, niezależnie od tego, co sądzimy o halloweenowych przebierańcach! Nie jestem entuzjastą tej zabawy nie ze względu na przebierańców. Wolałbym, abyśmy raczej pamiętali o przypadającej na ten dzień – 31 października – Pamiątce Reformacji i o niej więcej mówili. Jednak informacje o niebezpiecznych cukierkach, skłoniły mnie do napisania tych słów i poszperaniu w Internecie, aby dowiedzieć się więcej na temat Halloween. A zatem w wielkim skrócie.

Halloween ma pogańską genezę. Pierwotnie obchodzono je w Irlandii na zakończenie prac polowych, stąd dynia, która dojrzewa jesienią. Później zawłaszczyło je chrześcijaństwo, nadając mu charakter święta zmarłych. Podobnie jak święto przesilenia zimowego, które zastąpiono Bożym Narodzeniem, a święto początku wiosny, obchodzone w pierwszą niedzielę po pierwszej wiosennej pełni księżyca zastąpiono Wielkanocą. Halloween przenieśli do USA religijni imigranci z Irlandii w XIX wieku, przywiązani do swoich tradycji. Stopniowo świętowanie stało się świeckim zwyczajem, a przeniesienie go na grunt innych państw i kultur – to po prostu efekt globalizacji i komercjalizacji.

Obecnie w większości krajów Halloween ma charakter absolutnie świecki i nikt nie próbuje nadawać mu wymowy ani religijnej, ani antyreligijnej. Podobno za granicą często wykorzystuje się tę okazję, by do paczek rozdawanych dzieciom czy cukierków, dołączyć zaproszenia na nabożeństwa czy jakieś spotkania – bez żadnych ocen i sugestii, że przebieranie się i chodzenie po domach w poszukiwaniu cukierków jest dobre albo złe.

Sceneria tego święta – dynie z upiornymi, ale też zwykle śmiesznymi wycięciami, przebieranie się za kościotrupy, duchy czy czarownice, jest i ma być sposobem na oswajanie śmierci, której wszyscy się boimy i wszyscy zdajemy sobie sprawę z jej nieuchronności. Bawi to oczywiście głównie dzieci i młodszą młodzież, bo trzeba pamiętać, że dzieciaki lubią zabawę w przebieranki, z którego to zamiłowania na ogół z wiekiem wyrastają. Śmierć jest jeszcze dla nich pojęciem mocno abstrakcyjnym. Z oczywistych względów niekoniecznie bawi to tych, którzy musieli już w swoim życiu stanąć ze śmiercią twarzą w twarz, przeżywają żałobę lub zmagają się z nieuleczalną chorobą.

Podobne oswajanie czy ośmieszanie śmierci ma miejsce także w innych kulturach. Na rzymskokatolickie święto zmarłych w Meksyku piecze się na przykład specjalne ciastka w formie trupich czaszek i piszczeli. Widowiskowe meksykańskie obchody znajdują się na Światowej Liście Niematerialnego Dziedzictwa Kulturowego UNESCO.

Warto zauważyć, że z kolei w Polsce i krajach sąsiednich przebieranie się za śmierć czy diabły należy do zwyczajów w okresie bożonarodzeniowym. Wtedy kolędnicy – przebierańcy chodzą od domu do domu składając życzenia, za co otrzymują różne przysmaki, pieniądze, a nawet alkohol. I jakoś tego nie wiąże nikt z „okultystycznym świętowaniem śmierci”! Nie karmi kolędników zatrutym alkoholem, cukierkami i wypiekami z gwoździami, i połamanymi żyletkami, aby już więcej tacy poprzebierani za śmierć z kosą i rogatego diabła w Boże Narodzenie do ich domostw nie przychodzili.

Ks. Ryszard Pieron

wcześniejsze wpisy