Widzenie własne

blog proboszcza

Zmiany – czy wszystkie nam służą?

Trwa w naszym Kościele wśród wiernych i księży dyskusja o wprowadzanych różnych porządkach nabożeństw. Podczas wakacji, przy okazji wypoczynku czy wycieczek uczestniczyliśmy w wielu nabożeństwach, w trakcie których zauważyliśmy zupełnie inną kolejność poszczególnych czynności liturgicznych, usłyszeliśmy różne zwroty i formuły odpowiedzi na nie. Czy przyjęliśmy to tylko jako wakacyjne doświadczenie inności w tym samym, jednym, naszym Kościele? Nie wiem.

Żyjemy w czasach, w których silna jest potrzeba powrotu do źródeł chrześcijaństwa i prostoty jego przekazu. Ale jest także potrzeba nierozwlekania celebry, jasności wypowiedzi, szybkości komunikacji, zrozumiałych formuł – klarowności przekazu i zrozumiałego języka. A my, ewangelicy w Polsce, od końca II wojny światowej żyjemy w cieniu rzymskokatolickiego wielkiego brata, który prowadzi systematyczną, regularną i zaplanowaną politykę zawłaszczenia naszego kraju i stworzenia państwa narodowo-katolickiego.

Nieubłagane fakty

Mówię o tym dlatego, że niektóre zwroty, zachowania, liturgiczne czynności, które nie wywołują żadnych emocji w innych krajach, u nas w Polsce są zauważalne i wśród wiernych w Kościele ewangelickim wzbudzające kontrowersje. To, co jest możliwe do zrealizowania i zaakceptowania w Skandynawii, w Niemczech czy Ameryce Północnej, co normalne jest dla wielu naszych ewangelickich współbraci poza Polską, dla wielu ewangelików w kraju jest nieakceptowalne i wręcz niedopuszczalne. Postrzegane jest bowiem i odbierane jako wydziedziczanie z wyznaniowej tożsamości, wyrażającej się także przez kościelne zwyczaje i zachowania, które przez lata były przekazywane, wpajane i nauczane jako te dobre, właściwe i zalecane do stosowania. Wydaje się, że niektórzy nasi współwyznawcy żyją w przestrzeni społecznej, w której swoją kościelną i religijną tożsamość budują na inności względem wiernych Kościoła Rzymskokatolickiego. Czy to dobrze? Nie! To niedobrze, ale dla sporej liczby wiernych, zwłaszcza tych w zdecydowanie starszym wieku, rozsianych po wioseczkach i mieścinach naszego kraju, to jest ważne i istotne w ich osobistym przeżywaniu nabożeństwa, rozmowy o Bogu oraz w ich indywidualnej pobożności.

Rodzi się zatem pytanie,czy wprowadzenie tak wielu i różnych zmian przyniosło pozytywny efekt, mierzony liczbą ludzi przychodzących na nabożeństwa i przystępujących do Komunii Świętej? A może dzięki zmianom w porządku nabożeństwa wstąpiło do parafii, do ewangelickiego Kościoła, na przykład kilkaset osób w jednym miejscu? Raczej na pewno nie.

Zadajmy sobie kolejne pytanie: Co społeczeństwo, ludzie w Polsce, wiedzą o nas, ewangelikach? Po czym jesteśmy powszechnie rozpoznawani? Zacytuję ostatnio zasłyszane sformułowania. Absolutna większość zapytanych odpowiada: „U was księża mogą się żenić”. Ta kwestia jest na pierwszym miejscu, dopiero w kolejnych odpowiedziach usłyszymy: „Macie spowiedź powszechną (zbiorową), w której nie spowiadacie się księdzu w konfesjonale. Nie macie (uznajecie) świętych i księża na (mszy) nabożeństwach noszą czarną togę, bez zdobień”. Ktoś jeszcze ewentualnie doda, że „nie wierzymy w Marię”, co jest rzecz jasna błędnym sformułowaniem, bo przecież wiemy i wierzymy, że Maria była matką Jezusa, choć nie oddajemy jej boskiej czci.

Waga przyzwyczajeń

Wróćmy do zmian w przebiegu nabożeństwa, czyli w jego agendzie. Według mnie, w naszym Kościele, odkąd pamiętam, panuje błędny system wprowadzania zmian. I teraz też tak się dzieje. Może najpierw trzeba było porozmawiać „z dołami”, to znaczy z organistami, często samoukami, długo samodzielnie przygotowującymi się do nabożeństw, którzy nie są muzykami, jak te nowości wpłyną na ich służbę. Porozmawiać z wiernymi – czyli tymi kilkoma osobami w malutkich filiałach, gdzie nabożeństwa odprawia się i śpiewa często bez organistów i bez żadnej muzycznej oprawy. Gdzie na nabożeństwo przychodzi 10–20 osób w wieku zdecydowanie starszym. Które mają prawo do swoich przyzwyczajeń w kościołach, do których uczęszczają od dziesiątków lat. I porozmawiać z księżmi pracującymi w małych parafiach, czy rzeczywiście potrzebujemy nowych form agendarnych. Czy nie zburzy nam to dobrze funkcjonującego porządku i nie wprawi w zakłopotanie nas i parafian. Może gdyby nasz ewangelicki Kościół liczył kilka milionów wiernych, a każda parafia miała kilka tysięcy osób więcej, miała zastępowalność pokoleniową i bardzo dobrą frekwencję na nabożeństwach, to jego rozwój można by oprzeć o liturgiczne zmiany.

Ale z nikim nie porozmawiano. Wprowadzono zalecane zmiany. W konsekwencji bywa tak, że w jednej parafii w zależności od tego, kto odprawia nabożeństwo, który duchowny jak się zapatruje na owe zmiany, stosowane są różne porządki. Przez to wierni są zagubieni i często przez to skłóceni z sobą. Podzielili się i przychodzą tylko na te nabożeństwa, których prowadzenie i porządek im odpowiada. Już nie wspominam o problemach związanych z zastępstwami organistów i duchownych, którzy muszą odnaleźć się w różnych porządkach.

Czego nam naprawdę potrzeba?

Trzeba przyznać, że dla części ewangelików nowa agenda tworzy inną, niezrozumiałą kościelną tożsamość, w której pokolenia ewangelików się nie wychowywały, nie utożsamiają się z nią i jej nie akceptują. Młodszym duchownym, którzy wychowali się na ciągłych zmianach oraz zmieniających się szybko realiach życia społecznego i kościelnego, to zapewne odpowiada. Ale pamiętajmy, że w ciągu najbliższych lat odejdzie do Pana wielu wiernych, bo społeczeństwo nasze się starzeje i dotyczy to również Kościoła. Te starsze osoby nie potrzebują zmian. Nie wywracajmy im do góry nogami ich Kościoła i nabożeństw, na które jeszcze chodzą. Dzięki zmianom, młodszych w parafiach nie przybędzie, bo ich nie widać, a ci, którzy są obecni, nie potrzebują – jak się wydaje – liturgicznych zmian, tylko wzmocnienia wiary w Boga. Przecież przyznaje się do Niego i wyznaje Go coraz mniej osób! Może w liturgii coś jest nielogiczne, może coś się powtarza, ale przecież nie o to chodzi. To jest też część religijnej tożsamości. Bądźmy z naszymi wiernymi w ich starości i szanujmy ich pobożność.

ks. Ryszard Pieron

Zwiastun Ewangelicki nr 20-2025.

wcześniejsze wpisy