Zastanawiam się, co tak właściwie się stało, że młodzi ludzie w naszym kraju, ale nie tylko młodzi, przestali chodzić do kościoła, a niektóry wręcz pałają do Kościoła niechęcią. Próbując odpowiedzieć na tak postawione pytanie, możemy opowiadać o sekularyzacji, dobrobycie, rozwiązłości, zapracowaniu, zagubieniu, kościelnych aferach, emancypacji, pedofili, transmisjach internetowych lub telewizyjnych itd. i w ten sposób usprawiedliwiać trochę nieobecnych w kościele. Mam mimo wszystko nadzieję, że ta absencja i jej przyczyny naszego Kościoła nie dotyczą.
Gdy pisze się lub mówi w Polsce o odchodzeniu od Kościoła, to patrzy się i ocenia wszystko w oparciu o bezwzględnie większościowy Kościół Rzymskokatolicki. Odchodzenie od Kościoła instytucjonalnego zauważalne jest jednak we wszystkich krajach cywilizacji zachodniej, nie dotyczy wyłącznie naszego kraju. Ale dane statystyczne bezdyskusyjnie wskazują, że polskie społeczeństwo ponadprzeciętnie masowo pokazuje, że z tak upolitycznionym Kościołem Rzymskokatolickim, odwołującym się do średniowiecznych zasad oraz idei nie chce mieć wiele wspólnego.
Powodów, dlaczego ludzie nie chodzą do kościoła, jest zapewne wiele. Nie uzurpuję sobie kompetencji, aby to zagadnienie w naukowy sposób zreferować. Podam tylko jeden niedawny przykład. W mediach powtarzana była wiele razy wypowiedź prezesa rządzącej partii na temat powodów niskiego przyrostu naturalnego. Otóż jego zdaniem młode dziewczyny nie rodzą dzieci, bo piją za dużo alkoholu. Gdy wsłuchamy się w taką wypowiedz i inne podobne, w których szydzi się i kpi z ludzkich relacji, emocji, odczuć i zachowań, to aż chce się usłyszeć ze strony Kościoła mądrą wypowiedź w obronie tych, którzy są obrażani i deprecjonowani. Tymczasem bywa tak, że gdy Kościół powinien zabrać głos w przestrzeni publicznej, to tego głosu nie ma. A gdy go już zabierze, to często lepiej by było, żeby się nie wypowiadał.
Aż chce się zadać pytanie, czego jeszcze kościelni zwierzchnicy nie zrobili, aby trzoda opuszczała ich zagrodę? Odchodzenie od Kościoła to nie zorganizowane działania szatana, co dał do zrozumienia minister edukacji mówiąc, że dzieci, które nie uczęszczają na lekcje religii są właśnie pod wpływem jego mocy. Powiedzmy sobie otwarcie, ludzie którzy obecnie nie są „kościelni”, nie stali się nagle ateistami, kwestionującymi zapisy Biblii. Większość społeczeństwa deklaruje swoją wiarę w Boga. Oni tylko nie akceptują niezgodnej z nauką Chrystusa retoryki polityczno-kościelnej zauważalnej wśród sporej części duchowieństwa.
Szeregowy duchowny, biskup, arcybiskup i inny hierarcha jest m.in. od tego, aby interweniować, gdy publicznie obraża się lub deprecjonuje się kogoś, ze względu na jego płeć, wiek, światopogląd, orientacje, kolor skóry, wyznanie itp. Oczekuje się od niego, by stanął w obronie takiej osoby. Nie oceniając, nie moralizując z pozycji własnej doktryny i własnych zasad, ale nauczając i pouczając tych, którzy krzywdzą drugiego. Wskazując na przykład Chrystusa i przykład miłości, o której On nauczał. W tym przypadku, ale i w wielu innych na przestrzeni minionych lat, takiego pouczającego w duchu miłości zachowania nie było.
Wierni mogą odnosić wrażenie, że ani od hierarchów, ani od szeregowych księży nie usłyszą niczego pocieszającego, że będą oni ostatnimi, którzy wesprą i będą chcieli zrozumieć. Ostatnimi, którzy swoim autorytetem będą chcieli wpłynąć na to, by niedopuszczalna sytuacja się nie powtarzała. Od lat ludzie czekają na słowa otuchy, mają nadzieję. Ale takiej reakcji, wsparcia, zauważenia, nie ma. Ci, którzy przestali chodzić do kościoła, zawiedli się na duchowieństwie, bo jeśli cokolwiek od duchownych usłyszeli, to pretensje, upomnienia i straszenie potępieniem oraz nieosiągalnością przyszłego zbawienia.
Można zapytać, dlaczego żaden z niezgadzających się z przytoczoną wypowiedzią hierarchów nie zabrał głosu w obronie młodych kobiet? Przecież Kościół jest instytucją, która swoim głosem powinna towarzyszyć i być z tymi, których poniżają i fałszywie, kłamliwie o kimś mówią!
Jeśli ludzie doświadczą tego, że ksiądz jest z nimi, nawet jeśli coś w ich życiu wydarzy się nienajlepszego, inaczej spojrzą na Kościół. Jeśli doświadczą, że ksiądz nie moralizuje, ale towarzyszy im z żywym Słowem Bożym, jeśli przekonają się, że duchowni nie uprawiają patriarchalnej polityki dzielenia i wartościowania wiernych, wtedy wierni powrócą do Kościołów. Ale czeka nas długa droga wychodzenia z błędów hipokryzji, z dzielenia ludzi na bardziej i mniej prawych, z publicznego oceniania, straszenia i wchodzenia z buciorami w intymne życie.
Pocieszam się, że Kościołów Reformacji, odnowy zasad i wolności, część przywołanych tu myśli nie dotyczy. Ale może warto pamiętać, że jeśli w XXI wieku Kościół chce przetrwać, musi zmienić relacje duchownych z wiernymi i odnaleźć Ewangelię, czyli zwiastowanie dobrej informacji o zbawieniu z łaski przez Boga w Chrystusie. Wiem, wielokrotnie tak już bywało w historii, że Kościół należący przecież do Chrystusa, przetrwa, bo Ewangelia, Dobra Nowina jest wieczna. Tylko słudzy trochę zapomnieli, do czego zostali powołani. A Reformacja przypomniała, że nie są sędziami i to na szczęście nie od duchownych i ziemskiego Kościoła zależy czyjeś zbawienie.
„Zwiastun Ewangelicki” 23/2022