Duże poruszenie, szczególnie w damskim, ale i w męskim towarzystwie, wywołała ostatnia decyzja parlamentu dotycząca odrzucenia ustawy o depenalizacji, czyli rezygnacji z karalności, aborcji. W mediach i na wszelkich społecznościowych portalach pojawiło się wiele wielkich i groźnych słów odwołujących się do Pana Boga. Nie do końca jestem przekonany, czy taka argumentacja jest odpowiednia, skuteczna i czy służy Kościołowi. Patrząc na społeczne obruszenie – chyba nie.
Należę do osób, które opowiadają się za uregulowaniem prawnym wszystkich tak ostatnio dyskutowanych kwestii, czyli: możliwości dopuszczalności aborcji, związków partnerskich, eutanazji, a także kontrolowania rynku narkotyków, prostytucji, sprzedaży alkoholu itd. A przede wszystkim jestem zwolennikiem sumiennych, konkretnych i prawdziwych informacji na te tematy, a nie tylko powoływania się na niesprawdzone informacje. Płyną one z różnych środowisk, które w odpowiedni sposób manipulując opinią społeczną, chcą po swojemu je interpretować i do swego zdania przekonywać. Chciałbym wreszcie wiedzieć, czy rzeczywiście jest tak, że Polki dokonują kilkadziesiąt tysięcy aborcji rocznie, że tabletek „dzień po” sprzedaje się podobne ilości, że eutanazji, by uśmiercać staruszków, wykonuje się wiele tysięcy rocznie.
Dopuszczalność i kontrolowana możliwość legalnego dokonania jakiegoś zabiegu albo zakupu produktu, skoro i tak go można dokonać czy zakupić nielegalnie, daje nam wiedzę i pomaga edukować, uświadamiać społeczeństwo! Pozwala kształtować obowiązujące prawo. Nie jestem przekonany i nie bardzo chce mi się wierzyć, bo chyba nie jest prawdą, że miliony dziewcząt w Polsce łykają tabletki „dzień po”, ale jak te pogłoski sprawdzić i zweryfikować, skoro nie ma oficjalnej sprzedaży? Wydaje się, że nieprawdziwe jest także stwierdzenie o tysiącach aborcji dokonywanych w podziemiu aborcyjnym, ale jak to potwierdzić, skoro nie ma żadnych statystyk i nikt na ten temat – ze strachu – nie chce się wypowiadać?
Wydaje mi się, że troszeczkę, a może nawet bardzo, manipulujemy teraźniejszością i zarazem wolą Boga, do którego nikt nie wykonał telefonu i nie zapytał bezpośrednio co sądzi w tych kwestiach. Wydaje się, że wkładamy w Boże usta nasze myśli.
Gdy Bóg stwarzał świat i człowieka, to – jak mówią znawcy dawnych dziejów – przeżywalność gatunku ludzkiego była kilkuprocentowa. Podobno ponad 98% urodzonych dzieci umierało. Przeżywały te, które rzeczywiście były silne i wręcz „samodzielnie” od pierwszych dni życia mogły sobie poradzić. Podobno człowiek nie przeżywał więcej niż 30 lat i gdy w tym mniej więcej wieku był zniedołężniały, po prostu zostawiano go albo zrzucano ze skały, aby nie był obciążeniem dla reszty koczowniczej grupy. Dopiero tysiące lat później, gdy ludzkość zaczęła prowadzić tryb osiadły, dokonywano pochówków we współczesnym rozumieniu. Czy Bóg tak chciał, nie wiem.
Podobnie w średniowieczu przeżywalność dzieci i często rodzących je matek była bardzo niska, na dodatek chrzest przez pełne zanurzenie w lodowatej wodzie chrzcielnicy nie dodawał im zdrowia i komfortu życia. Jeśli umarły, trudno, ale były ochrzczone! Czy Bóg tak chciał, nie wiem.
Dlaczego takie nieładne i wręcz obrazoburcze rzeczy wypisuję? Ano po to, że nie do końca jestem przekonany, że to dobrze i Bóg chce tego, by współcześnie przychodziły na świat dzieci, które same nigdy nie będą jadły, załatwiały się i nie zobaczą Bożego stworzenia, i nie wypowiedzą ani jednego słowa. Za to będą przypięte do maszynerii podtrzymującej życie i uzależnionej od dostępu do prądu. Czy Bóg chce takiego szczęścia dla nich i ich rodzin? Nie wiem.
Nie wiem też czy Bóg chce, aby kobiety z umierającymi i rozkładającymi się płodami zakażały się wewnętrznie, cierpiały w bólu i odosobnieniu, a później przeżywały traumę bycia trumną dla swoich dzieci, popadały w depresje i przeżywały to do końca swojego życia. Nie wiem czy Bóg tego chce, aby w rodzinie trzeba było postawić na szali i wybrać: życie młodej mamy albo dziecka, które i tak umrze w kilka godzin po przyjściu na świat?
Nie wiem, czy Bóg chce, abyśmy wykorzystywali medyczną aparaturę do podtrzymywania agonii u ludzi, których zabiera do siebie, a my za wszelką cenę sprzeciwiamy się Jego woli i wbrew Niemu decydujemy – powołując się na Niego – i nie pozwalamy ludziom odejść do Zbawienia. Ponieważ my tak uważamy, bo wiemy najlepiej.
Jest mi przykro, że w chrześcijańskim kraju nie dopuszcza się do głosu mądrości Bożej i Bożego działania w nas. I że blokuje się działanie Boże w poszczególnym człowieku. Tym bardziej, że w innych krajach świata, może mniej powołujących się w swoich zapisach prawnych na Pana Boga, Jego mądrość i działanie w swoim stworzeniu dopuszcza się w praktyce życia społecznego.
No właśnie – chodzi o dopuszczenie woli. Każdy z nas stworzony jest na obraz i podobieństwo Boże – tak wierzymy i tak nauczamy. Zatem niezależnie od tego, czy rozumiemy czyjeś postępowanie, czy nie, czy je aprobujemy, czy nie, w tym konkretnym człowieku i przez niego – działa Bóg.
Nie wszystkie czyny, wojny, zabójstwa, ofiary, samosądy i w ogóle zachowania społeczne, które miały miejsce w historii ludzkości, a szczególnie w dziejach Narodu Wybranego – o których czytamy w Biblii – aprobujemy i pochwalamy. Ale jednak o nich nauczamy! I twierdzimy, że przez takie postępowanie i czyny, choć ze współczesnego punkt widzenia naganne, wręcz społecznie karygodne – działał Bóg.
Czy wszystkie Jego działania w nas i przez nas, te dawne i współczesne, rozumiemy? Chyba nie. Też nie do końca zapewne zrozumiemy, dlaczego ktoś popełnia samobójstwo, dlaczego zdecydował się na branie narkotyków, co nim kierowało gdy popełniał przestępstwo, dlaczego Bóg dopuścił i dopuszcza do trwania wojny na Wschodzie itd. Dlaczego z najbliższymi, a może w samotności, ktoś decyduje się na aborcję, a ktoś inny w niemijającym, okropnym bólu, chory na nieuleczalną chorobę, wiedząc, że i tak za dni kilka umrze, prosi o szybszą śmierć – eutanazję, która pozwoli mu przejść do jego ukochanego Zbawiciela? Każdą myślą człowieka i jego czynem kieruje Bóg, temu nie zaprzeczam, ale wielu ludzkich czynów, zachowania i postanowień, nie jesteśmy w stanie zrozumieć. Nie tylko z braku wszystkich danych, ale przede wszystkim dlatego, że nie rozumiemy istoty Bożego stworzenia i Bożej miłości do nas. W naszej grzeszności, wydaje się nam, że możemy innych, powołując się na Boga, osądzać i wartościować. To jest złe postępowanie i niebiblijne! Szczególne w ramach naszej ewangelickiej pobożności, która zabrania osądzania drugiego człowieka i wymierzania mu kar doczesnych, a w imieniu Boga – wiecznych.
W akcie stworzenia, które przecież stale się realizuje, podobnie jak było przed milionami, tysiącami, setkami lat, Bóg dawał i daje życie, i w Duchu Świętym prowadził i prowadzi to życie przez dłuższy bądź krótszy czas. On o nim decyduje, często posługując się drugim człowiekiem. Nam, ludziom, dał wolną wolę, ale każdy ze sposobów wykorzystywania tej wolności zda przed Nim relację. Ale o formie i jakości tego spotkania zadecyduje On.
Zwiastun Ewangelicki nr 15-16/2024.