Do zapisania tych myśli skłoniła mnie niedawna inauguracja igrzysk olimpijskich i dyskusja o naruszaniu religijnych wartości podczas tej uroczystości. Ale odpuściłem sobie komentowanie tych zdarzeń. Uznałem, że przecież igrzyska olimpijskie same w sobie były wymyślone jako pogańskie święto, gloryfikujące starożytnych greckich bogów, z udziałem niewolniczych sportowców, później wspólnie opisywanych w greckiej mitologii. I chyba nie ma się co dziwić, że właśnie ten wątek w przedstawieniu inauguracyjnym został przywołany.
W późniejszych czasach, gdy na arenie politycznej wyrosło Cesarstwo Rzymskie, zmienili się bogowie i rywalizację sportową zamieniono na mało sportową rywalizację gladiatorów w imię innych bogów, a właściwie tych samych, ale inaczej nazywanych. Po prawie dwóch tysiącach lat, ta idea ożyła w formie nowożytnej olimpiady, czyli rywalizacji sportowej, ale jest to nadal, o czym warto pamiętać, pogański pomysł sprzed tysięcy lat.
„Obraz-matka” nie istnieje
No tak, ale przy tej okazji mamy dyskusję, w którą włączają się chrześcijańskie Kościoły, na szczęście tylko niektóre. Szczególnie te, które kształtują pobożność i religijność, i wiarę u ludzi w oparciu o obrazy, wizje, opowieści czy legendy. W nauce tych Kościołów owe przedmioty czy obrazy stają się wręcz bóstwami. Warto pamiętać, że przecież te wszystkie rzeźby czy obrazy, malowane czy tworzone setki lat po publicznej działalności Jezusa Chrystusa na ziemi, wszystkie te postacie uczniów i wiernych tworzących pierwotne zbory chrześcijańskie, są i będą tylko wizją autora i jego wyobrażeniem! Bardziej lub mniej znanego w swoich czasach. Nikt z Panem Jezusem i jego uczniami nie zrobił sobie zdjęcia i nie stworzył w ten sposób „obrazu-matki”, którą powiela się dalej przez wieki, tworząc wizerunki postaci filmowych czy teatralnych, związanych z życiem i działalnością biblijnych postaci. Przecież to oczywiste, że Pan Jezus, Jego uczniowie i inne postacie znane z kart Biblii nie wyglądali, tak jak je się przedstawia na obrazach, w filmach czy posągach.
Współczesne pogaństwo
Jak dobrze, że była Reformacja! Reformacyjne zasady oczyściły kościoły z rzekomo świętych obrazów, figur, szczątków ludzkich i wszelkiej innej materii, którą później nazwano chrześcijańskimi relikwiami, dzięki którym rzekomo bliżej człowiekowi do Boga. Jak dobrze, że my, ewangelicy, nie czynimy sobie – przestrzegając Bożych przykazań – wizerunków Boga i dzięki temu nakazowi biblijnemu i posłuszeństwu Słowu Bożemu, nie mamy teraz chociażby obecnie problemów ze świętymi obrazkami czy figurami. Nie mamy kłopotów z relikwiami, hostią, która pod wpływem wilgoci i rodzajów grzybów po pewnym czasie czerwienieje, jak udowodnili naukowcy – nie staje się krwią, nie przeistacza się w krew Chrystusa. Nie mamy kłopotów z uznaniem praw przyrody i pewnych jej okoliczności jako tych, które z woli Boga prowadziły i towarzyszyły biblijnym postaciom podczas ich życia, wędrówki i wskazanej przez Boga drodze do zbawienia.
Wszystkie te obrazy, obrazki, medaliki, figurki, atrapy plastikowych czy metalowych relikwii, które możemy zakupić na straganach i wiele innych przedmiotów, one wszystkie fałszują Boga i co gorsza fałszują relacje między człowiekiem a Bogiem. Dlaczego? Dlatego, że człowiek, zamiast polegać tylko na Bożym Słowie i działającym Duchu Świętym, oddaje się w prowadzenie i pokłada zaufanie sztucznym bogom, nie mającym nic wspólnego z Wszechmogącym Bogiem zbawiającym w Synu swoim Jezusie Chrystusie. Jest to współczesne pogaństwo i sprzeniewierzanie się biblijnej prawdzie.
Czego dusza zapragnie
Ale sztucznego boga spotykamy nie tylko w masowej produkcji dewocjonaliów, ale też na wielką skalę w sferze internetowej i telewizyjnej. Jeśli pobawimy się pilotem dekodera satelitarnego i myszką komputerową natrafimy na tysiące kaznodziejów oferujących za wykupienie dostępu do ich przekazu: uleczenie chorób, powodzenie w pracy, dobre zarobki, atrakcyjność fizyczną, seksualne zadowolenie, bogactwo, wirtualnego przyjaciela, i tak dalej – czego dusza sobie zażyczy. A ludzie wpłacają i kupują, jak niegdyś w średniowieczu, przed Reformacją, płacili za medaliki na uzdrowienie bólów kręgosłupa, na bezdzietność, za odpuszczenie grzechów itd.
Ostatnio usłyszałem, że pojawiała się dzięki sztucznej inteligencji aplikacja naśladująca głos osoby bliskiej, która już zmarła. Wystarczy tylko mieć nagrane słowo tej osoby. Sztuczna inteligencja wygeneruje glos i utworzy wypowiadane przez tę osobę zdania. Dzięki tej aplikacji możemy z zaświatami utrzymywać niemal „realny” kontakt. I rozmawiać z ludźmi, którzy już nie żyją. Już wielu ludzi zapłaciło, by móc na przykład ustawić głos mamy albo babci – jako głos budzika. Zamiast dzwonka rozlega się głos bliskiej osoby: „Wstań, kochanie, rozpoczynamy wspólnie nowy dzień!” lub inna ustawiona i wymyślona sentencja. To okropne!
Już zaczyna się też czas nabożeństwa prowadzonych przez sztuczną inteligencję za pośrednictwem hologramów tzn. stworzonej prawie identycznej z oryginałem wizualizacji kaznodziei albo i samego Pana Jezusa – którego z żyjących współcześnie nikt przecież nie widział – i na wybrany przez siebie temat. Zapewne, także w narracji zgodnych z własnymi oczekiwaniami i poglądami.
Wkrótce nikt nie będzie potrzebował wiary w Boga Wszechmogącego. Na naszych oczach, tworzy się Kościół sztucznego boga, a ten prawdziwy, realny, że użyję słowa – namacalny, tradycyjny, rodzinny, społecznościowy, zostaje wypchnięty poza margines przez aplikacje, głosy kaznodziejów, głosy z zaświatów, z przyszłości i przeszłości, dostępne o każdej porze dania i nocy. Podobno te aplikacje dla korzystających są płatne – to oczywiste, bo przecież ofiara musi być! Ale za hojny datek otrzymuje się większą „pewność” spotkania ze zmarłymi i z wiecznością. I ludzie w to wierzą! I zaczynają takim wirtualnym społecznościom ufać i pokładać w nich nadzieję na życie teraz, w doczesności, a także na wieczność. To straszne! I chyba przy tych wszystkich ofertach ludzie stają się coraz bardziej ogłupiali i zagubieni.
Braterstwo i siostrzeństwo
Przed nami wielkie zadanie do wykonania, chyba można je porównać do zadania, jakie postawili sobie uczniowie Chrystusa pierwszych wieków przed dwoma tysiącami lat. Zadania zwiastowania Chrystusa. Powrotu do Prawdy. I opowiadania o tej prawdzie, której bardzo potrzebujemy. Kościół to społeczność wierzących, pamiętających o sobie, razem tak samo wyznających wiarę w Trójjedynego Boga. Ale przede wszystkim społeczność ludzi realnie będących dla siebie braćmi i siostrami w Chrystusie. To wskazuje na bliskość i uczucie względem siebie, jakie odczuwają brat i siostra. To więź i to uczucie – oczywista, że czasem może być szorstkie, ale jest realną wartością. I co najważniejsze, nie jest to uczucie połączone z pikselową i gigabajtową wirtualną społecznością, w której mało kto zna się prawdziwie. Uczucie braterstwa i miłości w Kościele stwarza oraz utrzymuje w wierze tylko prawdziwy, jedyny Bóg Starego i Nowego Testamentu działający w Duchu Świętym, a nie sztuczny i wirtualny bóg.
Różni filmowcy, animatorzy religijni, malarze i rzeźbiarze, często też duchowni różnych wyznań, ukształtowali i utrwalają naszą wiarę i chcą nas zapewnić, że tylko tak, jak oni postrzegają Boga, jakim chcą Go widzieć, takim On jest, i tak wygląda. Ale to fałsz, bo Boga nikt nigdy nie widział i będąc przy życiu, widzieć Go nie może.
Fot. Circus Maximus w Rzymie, miejsce starożytnych wyścigów rydwanów, widok współczesny
Zwiastun Ewangelicki nr 19-2024.