Nie trzeba być uważnym obserwatorem życia społecznego w naszym kraju, aby zauważyć, że przed świętami, jakoś tak nagle i wyjątkowo, i zauważalnie stajemy się lepsi. Mamy otwarte serca i portfele dla ubogich, samotnych, bezdomnych, czy w inny sposób poszkodowanych przez życie. To dobrze. I jest to piękne. Z jednym zastrzeżeniem.
Dni poprzedzające Wigilię Świąt Bożego Narodzenia to co roku prawdziwy wysyp wszelkiego rodzaju dobroczynności, w tym przedświątecznych wigilijek. Wiele firm, restauracji, pomoc społeczna i organizacje społeczne organizują i wydają posiłki, robią świąteczne paczki, kupują słodycze, obdarowują nimi tych, którym z różnych powodów żyje się trudniej i los doświadcza ich chorobami, kalectwem lub niezamożnością. Taka działalność jest godna pochwały i zauważenia. To pięknie, że przed światami wielu z nas odnajduje chrześcijańską potrzebę zauważenia bliźniego. Bezdomni zjedzą ciepły posiłek, dzieci w domach dziecka zjedzą kolejną czekoladę, bo nagle jest słodyczy dużo, a właściwie… do przesytu za wiele! Wszyscy są zadowoleni. Ale święta mijają i czas dobroczynności się kończy. Wszyscy godni otrzymania pomocy wracają do swojej biedy i zagubienia.
Chciałbym, aby święta, Boże Narodzenie i Światłość betlejemska objawiona w Jezusowej miłości i Jego nauczaniu rodziła się każdego kalendarzowego dnia i istniała nie tylko przez kilka chwil przed Wigilią. Przecież większość ubogich, wielu mieszkańców domów opieki, sierocińców, wszelkich przytulisk, ośrodków wsparcia, w kolejnych dniach też potrzebuje ciepłego jedzenia i odrobiny radości ze wspólne spędzonego czasu. Parafrazując słowa biblijnego autora: „troszczmy się bez ustanku o tych, którzy w potrzebie”(por. 1 Tes5,14-17). Na tym polega bycie uczniem Chrystusa w XXI wieku.
Chciałbym zawołać, że domagam się Bożego Narodzenia także w inne miesiące roku! Na przykład w czerwcu i w lipcu też, i we wrześniu, i w listopadzie, kiedy u nas w kraju zimno i ciemno. Domagam się takiego samego zaangażowania w troskę o bliźnich jak w grudniu. Czy naprawdę uważamy, że na cały rok ma wystarczyć ta jedna paczka zaniesiona do domu dziecka? Ona ma raczej uciszyć nasze sumienia, sprawić, że poczujemy się lepsi. Potwierdzić naszą chrześcijańską dobroczynność i troskę o bliźniego.
Wiem i zdaję sobie sprawę, że to smutna refleksja poświąteczna, ale spoglądam z nadzieją w przyszłość, bo dni biegną i kolejne święta przed nami. Przypomnimy sobie o biednych i wszystkich potrzebujących może przed Wielkanocą, a już niedługo, za kilka miesięcy, znowu dostaną kilka pierogów, kapustę z grzybami, kawałek makowca i owocowy kompot. Dzieciaki w domach dziecka poczekają na coś słodkiego – przecież to już tylko z dziesięć miesięcy. I znowu będzie dużo radości i zadowolenia… bo będą święta.
Jeśli rozumiemy istotę Ewangelii, dobrej wieści o Chrystusie, Jego naukę i przekaz kierowany nie tylko do Jemu współczesnych, ale przecież i do nas, żyjących w XXI wieku, to rozumiemy na czym realnie, polega miłość i troska o bliźniego. Rozumiemy, że ważne jest wspieranie codziennie, bez ustanku, a nie tylko od święta, raz w roku. Miłość i odpowiedzialność w Chrystusie to ciągle trwające Boże Narodzenie okazywane bliźniemu nie od przypadku do przypadku, ale każdego dnia.
ks. Ryszard Pieron