
A może też o to chodzi?
Od ponad trzech miesięcy, od kiedy w USA rządy objął nowy prezydent i działa nowy republikański rząd, z niepokojem zaglądam rano do Internetu, aby z prasówki dowiedzieć się: co, gdzie i u kogo, i dlaczego. Jak już wspominałem, bardziej interesuje mnie i śledzę, co dzieje się w polskiej przestrzeni publicznej. Pojawia się tak wiele nowych i kontrowersyjnych wypowiedzi i działań ze strony USA, mających także wpływ na naszą rzeczywistość, że nie można ich nie zauważyć. Dlatego pozwolę sobie na pogląd, że może też i o to chodzi.
Oczywiste jest, że obok obronności, gospodarki i wpływów wielkich mocarstw w tych strefach, ważna jest też duchowa jakość życia obywateli poszczególnych państw, bo ona kształtuje ludzkie osobowości, determinuje postawy względem bliźniego, ale w konsekwencji kształtuje prawo obowiązujące w danym kraju.
Nie jest tajemnicą, że polskie środowiska prawicowe, konserwatywne, nacjonalistyczne sprzyjają republikańskim rządzącym w USA i w dużej mierze akceptują ich działania i retorykę. Wiem też, że w dzisiejszych czasach stary geograficzny podział na kraje o tradycji katolickiej, prawosławnej i tradycji ewangelickiej, co dało się zauważyć poprzez różnice w jakości i komforcie życia, etosie pracy, pobożności, szacunku do mniejszości, trosce o bliźniego itd., przestał istnieć. Doczekaliśmy się nowej współczesnej wędrówki ludów, światowej migracji, co spowodowało wymieszanie społeczne, kulturowe, religijne i obyczajowe. Ale w krajach uważanych za protestanckie, utworzone przez ewangelików prawo, sposób postrzegania podstawowych praw człowieka, szacunek dla drugiego, pozostały i obowiązują.
Jednymi z pierwszych rozporządzeń, jakie wydała nowa administracja republikańska, było zakazanie związków partnerskich, zakazanie aborcji, a także deportowanie uciekinierów i przybyszów z innych państw – ograniczenie migracji. Z tego też powodu bliżej naszym prawicowym i nacjonalistycznym partiom do republikańskiej, konserwatywnej Ameryki albo też do konserwatywnej, nacjonalistycznej, patriarchalnej i prawosławnej Rosji, niż na przykład do liberalnej i szanującej prawa człowieka oraz wolność osobistą Skandynawii.
Wydaje mi się, że wielu politykom w Polsce mniej troski w sercach zajmuje obronność i sojusze militarne, a radość sprawia im przede wszystkim to, że wielki sojusznik zza oceanu będzie też sojusznikiem obyczajowo-religijnym. Będzie można powoływać się na niego w dyskursie społeczno-politycznym, utrzymując rygorystyczne prawa obyczajowe i antyemigranckie. I stawiać go będzie można za wzór i przykład do naśladowania w naszym kraju. To dlatego po wyborze Donalda Trumpa na prezydenta, czego konsekwencją jest zmiana rządowej administracji amerykańskiej, z taką radością w polskim sejmie prawa strona zebranych posłów klaskała i wiwatowała. Radość udzieliła się ze względu na radykalne ksenofobiczne i antyliberalne poglądy urzędników obejmujących w USA gabinety, na czele z Gabinetem Owalnym.
Trochę na marginesie: oczywiście, że w dyskursie politycznym ważne są bogactwa naturalne, obronność, miejsca strategiczne dla posiadanych baz wojskowych. Ważna jest też zamożność lokalnego środowiska, jego religijna czy wyznaniowa tożsamość i wartości, jakimi się kieruje w codziennym życiu. Ale może warto też zauważyć, że pomysły politycznego podporządkowania sobie – o czym wspomina coraz mocniej administracja amerykańska – wielkich i rzadko zaludnionych terenów państw takich, jak Grenlandia czy Kanada, które od wieków pielęgnują otwarty i tolerancyjny styl życia, może pociągnąć za sobą poważne zmiany. Gdyby się taki scenariusz urzeczywistnił, po czasie, po kolejnych wyborach – zapewne zmieniających tam układ sił politycznych, będzie można wpłynąć na kształt obowiązującego na „podbitych” terenach prawa. I zmieniając je, zmienić styl życia obywateli z ewangelicznego, pełnego miłości i otwartości, na inkwizycyjno-purytański, czyli radykalno-konserwatywny.
ks. Ryszard Pieron
Zwiastun Ewangelicki nr 9-2025.